- 1 września 2018
Dziś opiszę pewne zjawisko jakiemu podlegam (podobnie jak, przypuszczam, znakomita większość z nas) i które niezmiennie odkrywa przede mną nowe możliwości. Zjawisko to nazywa się rozmowa z dzieckiem. I nie chodzi mi tu bynajmniej jakąś metaforę czy niezwykłą technikę terapeutyczną, mowa o prawdziwym, żywym dziecku. Jako że własnych dzieci nie posiadam, osobą, która najczęściej przeprowadza ze mną te istotne dialogi jest siedmioletnia córeczka mojej najlepszej przyjaciółki
Oto kilka przykładów.
Żalę się właśnie mej przyjaciółce, że od jakiegoś czasu czuję się podle psychicznie i nie bardzo wiem, co mam ze sobą zrobić ,a siedząca obok mała spogląda mi poważnie w oczy i mówi:
– No ciocia, a co byś powiedziała, jakby klientka do ciebie przyszła i powiedziała, że tak się czuje?
Tą godną Ericksona interwencją szybciutko ustawia mnie do pionu! No bo rzeczywiście, co bym powiedziała…mimo woli zaczynam myśleć nad sprawą…a chandra powolutku mija.
Kiedy indziej dyskutujemy o tzw. „przyszłości.”
Mówię małej, że pewnie kiedyś będzie mamą i będzie miała dzieci.
– Ale najpierw ty, ciociu – odparowuje
Śmieję i się i pół żartem pół serio mówię, że nie jestem pewna, czy nadaję się na mamę.
Mała milczy i przygląda mi się wnikliwie, jakby rozważała bardzo poważną kwestię. Wreszcie wydaje wyrok.
– Nadajesz się. Ja ci to mówię.
Nie można dyskutować z ekspertem!
Ostatnio ujęła mnie niezmiernie pewna szkolna sytuacja, o której opowiadała mi przyjaciółka.
– Wiesz – relacjonuje mała- ja zupełnie nie wiedziałam o czym pani mówi. Ale szybciutko zapytałam się kolegi, co siedzi obok i on mi powiedział, i już wiedziałam!
Takie proste. Zapytałam i już widziałam. Ale jakże trudne dla tak wielu dorosłych, którzy przecież muszą wiedzieć wszystko i uchodzić za nieomylnych Tak ciężko przychodzi nam często przyznanie się do niewiedzy. A dzieci? Myślą inaczej. Nie komplikują. Co nie znaczy, że ich myślenie jest głupie. Wręcz przeciwnie, często znajdują rozwiązania genialne w swej prostocie, o których „mądrzy dorośli” nawet by nie pomyśleli. Już wiele lat temu Korczak pisał, że dzieci „nie będą dopiero, ale już są ludźmi”. Dziecko to nie jest jakaś gorsza ,niedokończona forma dorosłego, to taki sam człowiek jak my, tyle że mniejszy. Ze swoim zestawem przemyśleń i sądów. I naprawdę możemy się od dzieci uczyć ,np. wytrwałości w dążeniu do celu: ” Ciocia, zagramy w badmintona, no chodź już…” (wypowiedziane 10 razy w ciągu 15 minut), życiowej energii i radości „Jest śnieg, chodź idziemy lepić bałwana, ale fajnie”(Za oknem buro i mokro, na podwórzu topi się jakaś szarawa masa, żadnego dorosłego nie zachwyca ten widok), odpowiedzialności za innych: „To idź zbierać te grzyby do lasu, a jakbyś się zgubiła, to krzycz, będę blisko”
Naprawdę polecam rozmowy z mały mi ludźmi i słuchanie, co mają nam do powiedzenia. Czasem to wystarczy, żeby właściwie ustawić sobie perspektywę.
Na koniec ogromne całusy dla bohaterki niniejszego posta. Dzięki kochana! Wciąż się od ciebie uczę.