Autopilot

Dziś postanowiłam napisać trochę o autopilocie. Nie, nie zaczęłam zajmować się szeroko rozumianą techniką, nie latam dronem, nie konstruuję modeli ani nie mam zamiaru wspominać o  pilotowaniu samolotu. Jak zawsze interesuje mnie nasz mózg. A trzeba przyznać, że ten przechodzi w tryb autopilota bardzo często.

Scenka z całkiem niedawnej przeszłości: jadę dobrze znaną sobie drogą w górach. Jadę w bardzo konkretnym celu, jest niedziela, wiec wybieram się do kościoła. Tak się składa, że tę samą drogę pokonywałam wcześniej przez tydzień codziennie, aby dostać się na wyciąg. Zatem jadę pogrążona w rozmowie ze współpasażerką i nagle ze zdumieniem odkrywam, że jestem niemal pod stokiem narciarskim, a kościół minęliśmy dobre dziesięć minut wcześniej. Co się stało? Ano, włączył się autopilot.

To, co nazywam tutaj autopilotem to coś, co określamy jako czynności automatyczne.  Po dłuższym okresie nabywania pewnych umiejętności okazuje się, że jesteśmy w stanie wykonywać je prawie bez udziału woli i świadomego wysiłku. Mogą należeć do nich takie czynności jak jazda na rowerze, prowadzenie  samochodu czy jazda na nartach. (To ostanie z pewnym zdumieniem potwierdzam każdego sezonu, kiedy oderwana od komputera staję na deskach, niepewna, czy jeszcze wiem jak się jeździ. A potem ciało przypomina sobie, co robić i okazuje się, że jazdy na nartach naprawdę się nie zapomina.) Mózg, jak już wiemy lubi oszczędzać energię, więc, kiedy już nauczymy się nowej umiejętności na odpowiednim poziomie, często sprawia, że staje się ona automatyczna – nie wymaga myślenia i analizowania, a co za tym idzie – nie pochłania tak wiele energii. To kolejna z dróg na skróty jakie nasz mózg nam proponuje. Czasami niezwykle przydatna. Pamiętacie, jak trudne były pierwsze chwile, kiedy zaczynaliście się uczyć, jak prowadzić samochód? O tylu rzeczach trzeba myśleć, tu sprzęgło, tu gaz, tu hamulec, trzeba zmieniać biegi, wrzucać odpowiedni kierunkowskaz, zredukować bieg, przyspieszyć, patrzeć na drogę, uważać na znaki i jeszcze słuchać co mówi do nas instruktor. Za dużo na raz .A potem nadchodzi taki moment, zwykle nawet nie zauważamy kiedy, że to wszystko zaczyna się dziać samo. Nie musimy już myśleć o tym co zrobić, przy dojeździe do ronda, po prostu to robimy. Czynność została dobrze wyuczona i stała się automatyczna. Ale nie dotyczy  to tylko spraw tak skomplikowanych jak prowadzenia auta. Ręka w górę, kto z was zastanawia się, w jaki dokładnie sposób myje zęby? Albo jak wiąże sznurówki? Autopilot jest wszechobecny.

Jak wszystkie „drogi na skróty”, ta też niesie ze sobą pewne zagrożenia. Automatyzm może powodować błędy, na przykład automatyczne ocenianie czy przypisywanie komuś jakichś cech na podstawie innej cechy  (efekt halo, o którym pisałam już w innym poście). Niektóre zagrożenia mogą być bardziej namacalne. Pamiętam jaką męką było przechodzenie przez ulicę podczas pierwszych dni pobytu na kursie w Anglii. Przekraczanie jezdni to czynność banalna, której uczą się już dzieci w przedszkolu, zatem jest dobrze zautomatyzowana i prawie przez całe życie wykonujemy ją „na autopilocie”. Proste. Popatrz w lewo , popatrz w prawo, zerknij jeszcze raz w lewo, idź, na środku możesz jeszcze raz zerknąć w prawo. Niestety, włączenie tego autopilota w Wielkiej Brytanii może spowodować, że spotka nas niemiła niespodzianka w postaci auta nadjeżdżającego z „niewłaściwej” strony. Zatem trzeba zacząć przechodzić przez ulicę świadomie. A to nie jest proste. Pamiętam że wyglądało to mniej więcej tak: podchodzę do skraju jezdni, rzut oka w lewo, nie, wróć, w prawo, potem w lewo i w prawo, przechodzę do połowy zerkam w prawo… nie chwilka, w lewo…, jakoś docieram na drugą stronę. Wiedziałam, że dopóki nowy schemat przechodzenia przez jezdnię się nie zautomatyzuje, będę skazana na takie doświadczenia.

Podsumowując, nasz mozg wymyślił bardzo wygodny i przydany system, z którego niemal przez cały czas, w różnych sytuacjach korzystamy. Warto mieć jednak świadomość, że są chwile, w których dobrze jest go „wyłączyć”. A włączyć świadome myślenie.

W czym mogę pomóc?