Ofiara goryla

Zupełnie niedawno poczyniłam wstrząsające odkrycie. A było to tak: Wyobraźcie sobie, jak sami, w prawie nieświetlonym pokoju, tuż po zapadnięciu zmroku zbliżacie powoli do drzwi szafy. Jeszcze tego nie wiecie, ale podświadomie przeczuwacie, że za chwilę zobaczycie coś, co wstrząśnie wami głęboko. Napięcie narasta, serce bije niespokojnie, krok po kroku zbliżacie się ku nieuchronnemu, Ramię jakby w zwolnionym tempie sięga ku drzwiom, sekunda po sekundzie narasta w was niepewność. Wreszcie uchylacie drzwi i widzicie swoją nową, nigdy nie noszoną wyjściową sukienkę rozciętą przez środek na pół…

Porzućmy na chwilę poetykę horroru. Opisana sytuacja jest jednak jak najbardziej realna i przydarzyła mi się kilka dnii temu. Ale po kolei

Kilka tygodni temu zapragnęłam sprawić sobie nową wyjściową kreację, odpowiednią na szykującą się rodzinną uroczystość. Po obejrzeniu wszystkiego w okolicy, trafiłam wraz ze znajomą do sklepu sprzedającego nowe ubrania sprowadzane ze Stanów po dość atrakcyjnych cenach. Sklep ma raczej charakter outletu i próżno spodziewać się pełnej rozmiarówki, ale miałam nadzieję, że coś uda mi się wyszperać. I rzeczywiście.

Po obejrzeniu wielu ubrań wszelakiej maści dostrzegłam ją nieco z boku. Klasyczne cudo z kremowej koronki, coś w sam raz na zaplanowaną okazję. Sprawdziwszy rozmiar uśmiechnęłam się lekko – powinien pasować. Nie mogą uwierzyć swemu szczęściu czym prędzej wdziałam na siebie upatrzoną sukienkę – pasowała jaku ulał. Uszczęśliwiona poczęłam podziwiać efekt w lustrze obracając się na wszystkie strony. Wypadło całkiem korzystnie. Podobnie jak cena – całkiem umiarkowana.

– Leży jak na ciebie szyta – stwierdziła przyglądająca się z daleka znajoma, zabrana w charakterze obiektywnego krytyka.

To przesądziło sprawę. Już za kilka chwil wyszłam ze sklepu z plastikową reklamówką, szczęśliwa, że udało mi się „upolować” taką kreację. Następnie po powrocie do domu pieczołowicie odwiesiłam ją do szafy, by czekała na swój dzień. Parę dni później spędziłam przed swoja szafą trochę czasu dobierając do tejże sukienki odpowiedni żakiet i dodatki… Jeszcze wtedy nie przeczuwałam nic złego.

Kilka dni temu, wieczorem przed planowaną uroczystością sięgam do szafy, by wydobyć z niej kreację na następny dzień. I nagle mój wzrok pada na sukienkę, co u licha? Koronka się zaciągnęła? Czym prędzej wyjmuję kremowe cudo, ogladam dokładnie i po chwili nie mogło być już wątpliwości- sukienka zostało przecięta i ponownie nieudolnie zszyta. Szew ciągnie się z przodu, prawie przez środek, zaczynając się nieco pod biustem, a kończąc w okolicy ud. I wygląda koszmarnie Jak to dziś chętnie mówią młodzi: „masakra”.

Doznaję szoku, a przez głowę przelatują mi tysiące myśli. Główne pytanie brzmi: Jak do tego doszło? Można by podejrzewać zazdrosną rywalkę albo niesforne dziecko, ale w moim jednoosobowym gospodarstwie to rzecz zupełnie wykluczona. Gdybym chciała dokonać jakichś poprawek, mogłabym obwinić krawcową, ale przecież od przyniesienia ze sklepu sukienka wisiała sobie spokojnie w szafie. Zniszczeń mogły dokonać jedynie zamieszkujące mój dom krasnoludki lub duchy, tyle, że w ani jedne ani drugie nie wierzę… Jest tylko jedno logiczne wyjaśnienie – sukienka była już taka, gdy ją kupiłam. Ale jakim cudem mogłam tego nie widzieć?! Przecież oglądałam się w lustrze na wszystkie strony. Dlaczego nie zauważyłam tego później, dopasowując żakiety? Przecież nawet ślepy widziałby taki szew! Jak to się mogło stać?!

Zdenerwowana robię sobie gorącej herbaty i zaczynam myśleć. nad dziwnym zjawiskiem. No, przecież nie mogłabym nie zauważyć czegoś takiego… A potem przypominam sobie eksperyment z gorylem.’

W latach 90 tych XXw. Simons i Chabres przeprowadzili pewne badanie W eksperymencie brało udział prawie 200 osób, ,którym pokazywano filmik z meczu koszykówki. Kazano im liczyć ile razy piłka była w rękach jednej z drużyn, a ile w rękach przeciwników. Gdzieś w połowie meczu na ekranie pojawiała się postać przebrana za goryla, spacerująca tam i z powrotem. Najciekawsze było to, że 46% badanych w ogóle nie dostrzegło spacerującej im przed nosem ogromnej małpy.

Zjawisko nazywa się fachowo ślepotą z braku uwagi i dowodzi, że jeśli skupimy się na czymś bardzo mocno, to jesteśmy w stanie zignorować wiele innych istotnych rzeczy, a naszej uwadze może umknąć nawet goryl.

Cóż, przekonałam się o tym na sobie. Byłam tak ucieszona znalezieniem wymarzonej sukienki i tak podekscytowana perspektywą jej kupna i założenia na uroczystość , tak urzeczona kolorystyką i koronką, że nie widziałam paskudnego szwu, ani w sklepie, ani potem, gdy zaaferowana dobierałam dodatki. Dopiero gdy po dłuższym czasie emocje opadły dostrzegłam to, co powinno być oczywiste. Okazuje się, że skończenie psychologii i znajomość zjawisk jakim podlega ludzki umysł wcale przed nimi nie chroni… Trzeba to sobie jasno powiedzieć. Jestem „ofiarą goryla.” Uboższą o kremową wyjściową sukienkę. Ale za to bogatszą o jeszcze jedno doświadczenie.

W czym mogę pomóc?